Patrzę przez wizjer kamery, czując jakby moje oko było do niego przyklejone. W skupieniu staram się uchwycić idealny kadr. Świadomość, że nawet najmniejsze drgnięcie spowoduje, że będę musiał powtórzyć całe ujęcie nie ułatwia mi tego. Ostrożnie prowadzę kamerę, a nie jest to proste podczas nurkowania, tym bardziej, że moja kamera nie należy do najmniejszych.
Po włożeniu jej do obudowy, zamontowaniu obiektywu szerokokątnego, dwóch potężnych lamp i akumulatorów waży ona ponad trzydzieści kilo, co prawda tylko na powierzchni, bo w wodzie waga jej jest bliska zeru. Płynę powoli delikatnie poruszając płetwami.
Myśl, że każdy gwałtowny ruch przełoży się, na jakość ujęcia dodatkowo mnie mobilizuje. Przed sobą widzę pięknie podświetloną barierkę wraku TETI, siedzi na niej olbrzymia skorpena, w tle z błękitu wyłania się koło sterowe, a w oddali Artur wiszący w toni dopełnia całości. To po prostu idealny kadr.
Dla filmowca takie chwile są spełnieniem marzeń i chciałoby się, aby trwały one wiecznie.
Pod wodą trudno wyreżyserować zarówno pojedynczy kadr jak również całe ujęcie, bo nie zawsze wiem, co tam zastanę. Nagle czuję jak coś ociera się o mój policzek, w pierwszej chwili przyszło mi na myśl, że to tylko złudzenie.
Nawet nie próbuję oderwać oka od wizjera, aby nie zepsuć kadru. Znów czuję jakby muśnięcie, ale tym razem wyraźniej. Przez głowę przelatuje mi sto myśli, mniej lub bardziej prawdopodobnych rozwiązań tej zagadki. Bardzo powoli odsuwam głowę, kątem oka próbuje zobaczyć, co przeszkadza mi w kręceniu filmu.
W pierwszej chwili niczego nie dostrzegłem, więc już chcę wrócić do kręcenia, ale widzę, że Artur zaczyna płynąć w moim kierunku energicznie ruszając płetwami. Wycelowuje we mnie swój aparat i oślepia mnie lampami robiąc zdjęcie.
Czyli jednak coś tam jest
Z ujęcia nici, więc z zaciekawieniem zaczynam się rozglądać. Trzydzieści centymetrów od mojej twarzy widzę jakby uśmiechający się pysk dużego kongera. Kongery są to duże, podobne do węgorzy drapieżniki, osiągające rozmiary do trzech metrów długości.


W sezonie przewodnicy z lokalnych baz wywabiają je z wnętrza wraku kawałkami ryb, które specjalnie dla nich zabierają na nurkowanie. Widziałem je już niejednokrotnie podczas moich poprzednich nurkowań na tym wraku, ale prawie zawsze schowane były głęboko a na mój widok chowały się jeszcze głębiej.
Nie czuję rozczarowania, że przerwałem filmowanie, bo myśl o przytulającym się do mojego policzka kongerze wynagradza mi to.
TETI uważany jest przez fotografów za jeden z najładniejszych wraków w Chorwacji.
Wrak statku TETI zatonął w 1930 roku wiec od ponad osiemdziesięciu lat jest domem dla morskich zwierząt
Kongery, które w sezonie chowają się przed nadmiarem ciekawskich turystów, teraz na koniec listopada tęsknią już za obecnością człowieka, a raczej za darmowymi obiadkami, na które liczą. Mój nowy przyjaciel z każdą minutą pozwala sobie na coraz więcej, kilka razy dosłownie odbija się od obiektywu mojej kamery, pokazując fajne sztuczki.